W dniu dzisiejszym chciałabym się z Wami podzielić wrażeniami, jakie wywarł na mnie ostatnio przeczytany artykuł, który ukazał się w zeszłotygodniowym wydaniu Polityki. Ów tekst, zresztą o znamiennym tytule „Prawo i pięść” wprawił mnie, delikatnie rzecz ujmując, w niemałe zdziwienie i wywołał uczucie protestu.
Wydawać by się mogło, że osoba zabierająca się za pisanie danego tekstu, tym bardziej biorąc pod uwagę, że artykuł ten ukazał się w tygodniku charakteryzującym się relatywnie wysokim poziomem merytorycznym, powinna się chociaż w minimalnym stopniu orientować w poruszanym przez nią temacie (w tym w przepisach prawa procesowego, jeżeli się na takie uregulowania powołuje), ale nie o tym dzisiaj.
Wszystkiemu winny przedsiębiorca!
Ze względu na profil prowadzonej przez nas działalności (pomoc prawna świadczona przedsiębiorcom telekomunikacyjnym), szczególnie zainteresowały mnie fragmenty tekstu, odnoszące się bezpośrednio do nich. Niestety w tym względzie Szanowna Autorka nie zaskoczyła mnie niczym nowym. Każdy z nas przecież doskonale wie, że za wszelkie zło tego świata winni są przedsiębiorcy, bo przecież jak można żądać od biednych konsumentów- dłużników spełniania zaciągniętego przez nich długu!
Proszę mnie nie zrozumieć źle, bo oczywiście w pełni popieram wszelkie regulacje mające na celu poprawę sytuacji prawnej konsumenta. Jednocześnie z całą stanowczością sprzeciwiam się wszelkim nadużyciom, których dopuszczają się przedsiębiorcy, czemu dałam wyraz tutaj.
Niemniej jednak obraz przedsiębiorcy – wyzyskiwacza, który został zaprezentowany w omawianym artykule, jest niezwykle krzywdzący.
Wypaczony obraz polskich przedsiębiorców
Nie zamierzam polemizować z twierdzeniem, że przedsiębiorcy często wykorzystują swoją silniejszą pozycję, bo rzeczywiście nierzadko działania tego typu mają miejsce. Jednak ze względu na doświadczenie w obsłudze prawnej jedych i drugich, staram się patrzeć na problem obiektywnie.
Mój pogląd na sprawę wynika z faktu, że coraz częściej w mojej pracy zawodowej przychodzi mi się zmagać z problemami przedsiębiorców telekomunikacyjnych (tak Ci „źli” przedsiębiorcy też miewają problemy) wynikającymi z faktu, że obecnie coraz więcej abonentów wykorzystuje wszelkie możliwe sposoby, żeby tylko uniknąć uiszczania opłat, do czego zobowiązali się w zawieranych z operatorem umowach (szerzej, o niektórych sposobach przeczytasz w tym wpisie i w komentarzach pod nim).
Niestety w polskim społeczeństwie panuje przyzwolenie na tego typu praktyki, a każda podejmowana przez przedsiębiorcę telekomunikacyjnego próba wyegzekwowania należnych mu opłat, odbija się szerokim echem, jako działanie uderzające w interes poszkodowanego dłużnika.
Autorka swoim tekstem również wpisuje się w trend przedstawiania przedsiębiorcy, jako ciemiężyciela bezprawnie prześladującego konsumenta.
Zapominamy, że przedsiębiorcy telekomunikacyjni to nie zawsze gigantyczne korporacje międzynarodowe, co powoduje, że im też niełatwo jest się odnaleźć w gąszczu, nierzadko niejasnych uregulowań prawnych, a jedynym na co mogą liczyć ze strony ustawodawcy, są coraz to nowe obowiązki. Co istotne, przedsiębiorca telekomunikacyjny, bez względu na skalę prowadzonej działalności gospodarczej, traktowany jest jako profesjonalista, od którego z założenia wymaga się dużo więcej.
Elektroniczne postępowania upominawcze jako narzędzie gnębienia konsumentów
Zgodnie z zaprezentowanym przez Autorkę punktem widzenia, elektroniczne postępowanie upominawcze (dalej „EPU”) zostało tak ukształtowane, żeby w jak najszerszym zakresie przyczynić się do ochrony przedsiębiorcy, jednocześnie pozbawiając prawa do obrony konsumenta!
Według twierdzeń Autorki, tylko przedsiębiorcy przysługuje uprawnienie do wniesienia pozwu w elektronicznym postępowaniu upominawczym (dalej „EPU), szybka ścieżka sprawiedliwości nie jest dla zwykłych ludzi! (Co zupełnie mija się z prawdą!). Konsument nie musi bronić się przed sądem, ale ma do tego pełne prawo!!!
Jakby tego było mało to, w postępowaniach tych przedsiębiorcy są nie tylko stroną, ale coraz częściej także sędziami?! (Z takim zjawiskiem się jeszcze nie spotkałam).
Z zupełną dezaprobatą spotkało się również rozpoznawanie spraw zaocznie, pod nieobecność konsumenta, z góry przyznając racje rzekomym wierzycielom (tym właśnie postępowanie to się cechuje, ale mogę się mylić… być może Autorka bazowała na innym akcie prawnym…)
To tylko niektóre z „nieścisłości” zaprezentowanych przez Autorkę, które dobitnie dowodzą, że również wymiar sprawiedliwości staje po stronie silniejszego – przedsiębiorcy, a konsument pozostaje w tej nierównej walce zupełnie osamotniony!
Autorka tekstu wydaje się pomijać fakt, iż każdy z nas, jako osoba pełnoletnia:
Na koniec- słowo o Panu Jerzym z artykułu
Pan Jerzy przeprowadził się i zrezygnował z usług telekomunikacyjnych świadczonych mu przez dostawcę. Przestał płacić, a sprawa trafiła do sądu i do komornika. Nie znając więcej szczegółów tej historii, ale biorac pod uwagę własne doświadczenie jestem niemalże pewna, że operator słusznie naliczył panu Jerzemu opłatę z tytułu udzielonych ulg w związku z rozwiązanim umowy przed terminem na jaki została zawarta umowa. To po stronie abonenta leży bowiem obowiązek, by w całym okresie obowiązywania umowy, móc korzystać z usług telekomunikacyjnych w lokalu, który wskazało się świadomie i z własnej woli przy jej podpisaniu.
O tym jednak artykuł nie wspomina…
2 Comments
W Polsce nie opłaca się windykacja na małe kwoty dlatego aby się opłacało windykować dłużnika trzeba go “urobić” na klika tysięcy złotych sprzedając wierzytelność wielokrotnie, najlepiej na końcu do firmy windykacyjnej z siedzibą za granicą.
Tutaj
http://www.aferyprawa.eu/Interwencje/Windykacyjne-bezprawie-firmy-windykacyjne-czyhaja-na-bojazliwych-Ksiestwo-Luksemburg-atakuje-2698
jest opisany ten mechanizm.
Obrywa się więc znaczącej większości przedsiębiorców którzy nie mając szans na odzyskanie wierzytelności w praktyce zmuszeni są do ich sprzedaży firmom windykacyjnym.
Problem można jednak w znacznej części rozwiązać umożliwiając wgląd do KRD lub innego BIG-u autoryzowanego przez państwo, każdemu zainteresowanemu. Nie opłacało by się wtedy “nie płacenie ostatniego rachunku” gdyż powszechność dostępu do rejestru automatycznie spowodowałaby że korzystali by z niego niemal wszyscy przedsiębiorcy co dzisiaj niestety nie jest regułą z uwagi na wysokie ceny abonamentów i mnogość takich rejestrów które w praktyce nie spełniają swojego zadania. Wpis do rejestru byłby możliwy jedynie na podstawie uzyskanego prawomocnego wyroku sądowego, a ustawowy koszt (np. 100 zł) obciążałby dodatkowo dłużnika.
Wydaje się jednak że na dzień dzisiejszy brakuje woli politycznej na utworzenie takiego rozwiązania.
Zgadzam się, że dochodzenie przed sądem niewielkich kwot z tytułu zaległości abonamentowych sprowadza się do stwierdzenia, że skórka nie warta wyprawki.
Remedium, może okazać się przede wszystkim dyscyplinowanie własnych klientów i niedoprowadzanie do zaległości większych niż dwa okresy rozliczeniowe. Wprawdzie to nie rozwiązanie problemu dochodzenia drobnych kwot przed sądem, ale niejednej małej firmie pozwala na dopinanie budżetu.