Tytuł wpisu stanowi oczywiście parafrazę tytułu piątkowego felietonu Łukasza Deca w TelkoIn (Łukasz – Tobie, jak i wszystkim zdrowia!). Doceniając dziennikarski kunszt i spostrzeżenia – jak sam mówi o sobie – wieloletniego obserwatora telekomunikacyjnego rynku, które najczęściej podzielam, tym razem stanę w obronie tych, którzy apel o zmiany popełnili. Jak bowiem wynika z moich, bądź co bądź – patrząc w metrykę, niemałych już doświadczeń życiowych, ponadprzeciętne moralnie postawy po czasie kryzysu, mobilizacji, jedności itp. szybko ustępują brutalnej rzeczywistości. Być może dlatego jedni występują o “specustawowe” zawieszanie biegu terminów sądowych, nie czekając na późniejsze kreowanie przez sądy linii orzeczniczej co do rozpatrywanych wniosków o przywrócenie terminów. Inni – jak KIKE czy E-Południe – starają się, by odpowiedzi na dziesiątki pytań nie opierały się na ruletkowym zapewnieniu, że od nałożenia kar UKE może odstąpić. A może chodzi o to, że gros firm deliktu administracyjnego popełnić nie chce, obowiązki chce wypełnić, a obecnie po prostu nie ma jak…
Owszem, operatorzy robią co mogą, sytuacja wymusiła na nich (jak i na innych) przeorganizowanie procesów pracy, przede wszystkim kontaktów z klientami. Część ISP niejako z przymusu zaczyna przygodę z formą dokumentową umów abonenckich, część procesy te udoskonala, część zastanawia się, jak zapewnić ciągłość usług i bezawaryjność sieci przy rozgrzanych do czerwoności lampkach wykorzystania mocy. Jeszcze inni główkują, jak terminowo zrealizować projekty POPC, kiedy sparaliżowana jest państwowa administracja (kto próbował pozyskać dokumenty dotyczące nieruchomości wie, o czym piszę). A wszyscy… no właśnie, zamiast skupić się na tym co wyżej w tym jakże trudnym czasie, wypełniają tabelki, formularze, raporty, raporty od raportów… I pół biedy, gdyby chodziło tylko o nieszczęsny SIIS i gdyby wszystkie te dane miała jedna, nieobjęta kwarantanną osoba.
O ile u autora inicjatywa KIKE i E-Południa wywołała uczucia jakże od siebie skrajne, przewagę których zna tylko on sam, o tyle wśród znanych mi małych i średnich operatorów ostatni miesiąc wywołuje uczucia wyłącznie negatywne. I nie tylko z powodu szalejącej pandemii, strachu o jutro, o zdrowie swoje, rodzin czy pracowników, o to, że ktoś nakaże im prolongowanie opłat jakie pobierają za bezcenny dziś produkt (usługę), bez którego nie miałby racji bytu żaden home office (wszakże Internet to też media). Owa frustracja zaczęła rodzić się już na samiuśkim początku miesiąca, kiedy ISP przyszło zmierzyć się ze spisem rolnym i dylematem – RODO czy jednak nieRODO i przekazanie do GUS kompletu danych o swych abonentach. Potem nadeszła rychła perspektywa standardowego raportu z działalności telekomunikacyjnej, no i SIIS – przecież też standardzik. Tak naprawdę to dopiero początek. Po drodze pojawia się kolejny raport – do 31 marca 2020 roku, według stanu na dzień 31 grudnia 2019 roku należy przekazać dane do Punktu informacyjnego do spraw telekomunikacji (PIT). Komu “zbywa” milion złotych, mógł zaniedbać wpisu do CRBR (Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych) – tu akurat dobra informacja, 19 marca wobec pandemii MF termin ten przesuwa z 13 kwietnia do lipca. I kiedy w kraju zaczyna szaleć wirus, na deser beneficjenci POPC w połowie marca dostają wezwanie z MC do wypełnienia ankiety dotyczącej wpływu POPC na rozwój przedsiębiorstwa. Żeby nie denerwować czytelników, pominę już raporty, które wypełniają tylko “najbogatsi”, których przychody przekraczają 4 mln zł (COCOM i in.).
Zatem, zapewne łatwiej inicjatywę KIKE i E-Południa jest zrozumieć temu, kto w marcu wiele godzin spędził na dążeniu do wykonania wszystkich tych obowiązków lub temu, kto sprostać im w stanie nie jest, priorytetyzując w tym trudnym czasie zapewnienie ciągłości świadczenia usług nad biurokrację.